8 czerwca Rosjanie podarowali armii Aleksandra Łukaszenki 1- czołgów T-34-85. To legendarne, ale wiekowe już maszyny, które produkowano w okresie od 1941 do 1958 roku. Wysłane zostały do sojuszniczego kraju z myślą o udziale w paradzie wojskowej pod Mińskiem. Ta odbędzie się 3 lipca z okazji święta niepodległości Białorusi. Wojska maszerować będą na wojskowym lotnisku w Lipkach.
Białorusini dostali od Rosji stare czołgi W przekazaniu starych czołgów Białorusi nie byłoby niczego wyjątkowego, gdyby nie wypowiedź jednego z tamtejszych wojskowych. Zastępca Szefa ds. Uzbrojenia Sił Zbrojnych Białorusi pułkownik Siergiej Tomczyk stwierdził bowiem, że prezenty od Rosjan są w tak dobrym stanie, iż mogłyby nadawać się nawet do walki. – Czołgi T-34, które przybyły do nas z Federacji Rosyjskiej, są w tak doskonałym stanie, że mogą wziąć udział nie tylko w paradzie, ale również – jeśli będzie to konieczne – w przeprowadzaniu misji bojowych – zapewniał wojskowy. Dodał do tego, że wspomniane pojazdy brały już udział w paradzie na Placu czerwonym 9 maja oraz na pokazach w innych częściach Rosji.
Czołgi T-34 w użyciu? Eksperci od wojskowości komentujący te słowa przyznali, że T-34 mogą nadal wspierać ataki piechoty lub stanowić stacjonarne stanowisko ogniowe, pozbawione większej świadomości sytuacyjnej. W starciu z dobrze uzbrojoną ukraińska armią stanowiłyby jednak cel tak łatwy, że ich przeżywalność na polu bitwy byłaby wyjątkowo niska. Historycy podkreślali, że już w czasie II wojny światowej T-34 były gorsze od amerykańskich Shermanów. Z 57 tys. takich maszyn w walce z Niemcami stracono ich aż 45 tys. Z kolei z 20 tys. użytych w walce Shermanów zniszczeniu uległo maksymalnie 7 tys. Ich zdaniem wykorzystanie takiego sprzętu na współczesnym polu bitwy zwyczajnie ośmieszałoby białoruską armię.