Ostatnio miałem ogromny dylemat. Otrzymałem zaproszenie na imprezę pożegnalną, która miała się odbyć w centrum Berlina, niedaleko Alexanderplatz. Długo się z tym zmagałem. Jako rodowity berlińczyk muszę powiedzieć jedno: nienawidzę wielu rzeczy w moim rodzinnym mieście. Centrum miasta przypomina przedsionek piekła, którego zwykle dobrowolnie już nie odwiedzam. Skąd to moje niezadowolenie z „nowego” oblicza stolicy?
Jestem bardzo dumnym mieszkańcem dzielnicy Spandau — miejsca, o którym mówi się, że nie jest już Berlinem. Mieszkam dodatkowo na samym skraju tych peryferii. W pięć minut mogę dojechać rowerem do granicy z landem Brandenburgią. Latem mogę do niej nawet przepłynąć rzeką Hawelą. Dom, w którym wynajmuję mieszkanie, znajduje się w lesie, a najczystsze jezioro w mieście oddalone jest o pięć minut spacerem.
Z kolei 10 minut jazdy rowerem stąd znajduje się Alt-Kladow, centrum mojej „wioski”, o której pierwsze wzmianki pochodzą sprzed ponad 750 lat. Wannsee to kolejny wspaniały zbiornik wodny, zatoka rozlewiska Haweli. Sacrow, z pięknym parkiem i słynnym na całym świecie kościołem Heilandskirche z widokiem na wodę, znajduje się zaledwie kilka minut jazdy samochodem i jest ulubionym miejscem berlińskich turystów.
Pół roku mieszkałam w podziemiach z berlińskimi sprzątaczkami. „Bogaci są najbrudniejsi” Innymi słowy, mam tu cały mikroświat, w którym pomimo bliskości miasta nadal dominuje natura. Czasami nawet dostaję świeże jedzenie od rolnika. Zaczynacie rozumieć, dlaczego centrum miasta nie ma mi nic do zaoferowania?
Dawniej było inaczej… Nie zawsze było tak, że nienawidziłem centrum Berlina tak bardzo, jak dzisiaj. Wciąż pamiętam czasy, gdy jako nastolatek, z przyjaciółmi i deskorolką pod pachą, z ciekawością i zachwytem odkrywałem to miasto.
Nawet wycieczka na Kudamm, główną ulicę zachodniego Berlina, wydawała mi się wielką podróżą. Pamiętam noce na Warschauer Strasse, kiedy można było spojrzeć na tory kolejowe aż po horyzont i nie było tam absolutnie nic. Żadnego stadionu, żadnego centrum handlowego, żadnych knajp na postindustrialnych obszarach.
Wojny klanowe rozsadzają Berlin od środka.
„To przybiera przerażający obrót. Intensywnie zażywają narkotyki, szybciej sięgają po nóż” Ale nawet wtedy najlepszą częścią nocy była dla mnie zawsze podróż do domu, która – przez nocne rozkłady jazdy – nierzadko trwała nawet dłużej niż same imprezy.
Do bezpiecznego domu docierałem często już w promieniach wschodzącego słońca. Z satysfakcją, ale też z lekkim dreszczem, wracałem myślami do przygody z poprzedniej nocy.
Myślałem o centrum Berlina, którego pokus po raz kolejny udało mi się uniknąć, i przepełniało mnie uczucie wdzięczności. Zapłaciłem za wstęp do cyrku i dobrze się w nim bawiłem, ale w końcu wracałem do domu.
Berlin zaczął się wyraźnie zmieniać – dla mnie na gorsze – w 2006 r., po Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej. Miasto nagle znalazło się wówczas w zasięgu wzroku nawet ostatniego podróżnika. Czynsze i wejścia do klubów były jeszcze wtedy tanie – może był to ostatni akcent tego Berlina z lat 70. i 80., którego wspomnienie wywołuje nostalgiczne łzy w oczach starych hipisów.
Mieszkaniowy przekręt w sercu Berlina.
Niemieckie służby udaremniają plan doradcy Putina Berlin wydawał się miejscem nieograniczonych możliwości, gdzie każdy mógł żyć spokojnie i swobodnie, we własnym tempie. I nie tylko przez weekend, ale na stałe – a przynajmniej tak myślało wówczas wielu ludzi.
Zbyt duże ego Problem z tym, że w danym miejscu każdy stara się żyć według własnego pomysłu, polega jednak na tym, że marzenia wielu mogą ze sobą kolidować. Tak stało się w przypadku Berlina. W centrum miasta robiło się coraz głośniej, jeszcze bardziej gorączkowo i szybko, a ja w pewnym momencie straciłem ochotę, by nadążać za tym tempem.
Handel ludźmi i narkotyki, czyli ciemna strona Niemiec. Dzielnica Berlina zamieniła się w „jądro ciemności Europy” Niestety, w kolejnych latach do Berlina przeprowadziła się znaczna liczba ludzi, których ego było o wiele za duże na możliwości miasta. Próbowali zawłaszczyć sobie jak najwięcej miejsca, często nie zważając na innych.
Demons NRD ożywają. Mieszkańcy wschodnich Niemiec mają dość.
„Wiele osób czuje ogromne rozczarowanie i gniew” Teraz, w wieku 40 lat, po prostu nie potrzebuję już pokus Berlina. Pójście na grzyby lub na ryby jest teraz moim nowym sposobem na rozrywkę. Spotykam coraz więcej ludzi, którzy mi tego zazdroszczą.
To nie przypadek, że Uckermark, powiat na granicy z Polską, będący jednym z najsłabiej zaludnionych obszarów w całych Niemczech, stał się nowym ulubionym celem podróży zmęczonych miastem berlińczyków.
Trzymajcie ten cyrk z dala od nas
Efekt był zaskakujący Ale proszę, nie myślcie sobie, żeby odwiedzać Spandau. Jesteśmy całkiem zadowoleni ze statusu „outsiderów”, który trzyma większość berlińskich turystów z daleka od nas. Uwierzcie mi, ciężko zapracowaliśmy na nasz wizerunek szarej myszki.
Dzięki temu możemy swobodnie wybierać, kiedy chcemy wybrać się do cyrku. Ale cyrk rzadko dociera do nas. I niech tak pozostanie.