Problematyczna sytuacja w hajnowskim szpitalu przygranicznym: personel na skraju wytrzymałości

Dotychczas szpital leczył 750 obcokrajowców przywiezionych z granicy. Pacjenci pojawiają się falami, a od marca ich liczba się nasiliła

Kiedy jest powódź w kraju, czy katastrofa, wtedy państwo wszystko ładuje w jedno miejsce, ale tutaj tak się nie dzieje — personel szpitala nie widzi końca tego wielowymiarowego kryzysu. Po śmierci młodego żołnierza ugodzonego nożem na lekarzy z Hajnówki posypały się oskarżenia.

W tym przypadku obserwowaliśmy tylko katastrofalny stan pacjenta i śmierć, która nie powinna się zdarzyć — podkreśla dr Tomasz Musiuk. Informacje podawane przez media nie wychodziły ze szpitala. Kiedy docierały do nas, osób pracujących przy Mateuszu, to przecieraliśmy oczy ze zdumienia, kto takie głupoty wypisuje. Pewnie wojsko podawało swoje informacje, potem były one przemieniane, interpretowane na milion sposobów i do publicznej wiadomości dochodziło, że wszystko z nim będzie dobrze — ocenia.

Do Hajnówki docieram we wtorek na ponad godzinę przed południem. Na parkingu przed szpitalem powiatowym nie ma gdzie zaparkować. Przejeżdżam alejkami kilka razy, jest rotacja samochodów. Szukam miejsca przy wojskowej karetce, w której siedzi młody jasnowłosy kierowca w mundurze. Parkuję dopiero kawałek dalej.

SOR — front ratowania ludzi poszkodowanych przy granicy

Na zewnątrz skwar i pełne słońce. Jestem umówiona z dyrektorem szpitala do spraw lecznictwa. Bez konkretnej godziny, bo jest też lekarzem i dzisiaj na dyżurze. Dzwonię, że czekam. Bez odbioru. Mija pół godziny, gdy oddzwania. Przyciskam dzwonek przy umówionych drzwiach. Wchodzimy do pierwszego pomieszczenia po prawej stronie od wejścia.

Lekarz wychodzi pospiesznie. Ma pilne wezwanie. Czekam około kwadransa na kanapie w schludnym szarym gabinecie. Wicedyrektor Tomasz Musiuk jest anestezjologiem i jednocześnie koordynatorem oddziału intensywnej terapii i bloku operacyjnego.

Najbardziej obciążonym oddziałem szpitala — patrząc przez pryzmat trwającego od sierpnia 2021 r. kryzysu na polsko-białoruskiej granicy — jest SOR. Szpital w Hajnówce jest frontem w ratowaniu ludzi poszkodowanych przy granicy. Odkąd między Polską a Białorusią stanęła metalowa bariera, gros nielegalnych przejść to odcinek na terenie powiatu hajnowskiego.

  1. TO jest nadal potencjalne ryzyko
  2. System ratunkowy musi być zmieniony z powodu nowych okoliczności

Tu jest podmokła i bagienna Puszcza Białowieska. Tu są graniczne rzeki, gdzie nie ma płotu, a nielegalne przejścia blokować mają liczne zwoje drutu żyletkowego, także zatopione w wodzie. Hajnowski SOR obsługuje średnio od kilku do kilkunastu pacjentów na dobę.

Kryzys migracyjny na granicy

Są dyżury, że do tej zwykłej pracy oddziału ratunkowego przywożonych jest jeszcze kilku, kilkunastu pacjentów z granicy. To jest największy problem i największe obciążenie szpitala. Od początku trwania kryzysu granicznego, od jesieni 2021 r. szpital w Hajnówce pomógł 750 uchodźcom i migrantom, którzy ucierpieli, kiedy przedostawali się do Polski.

Pierwszych kilka osób dotarło tu przed trzema laty jeszcze w sierpniu. We wrześniu zjawiali się coraz częściej, już w grupach po kilkanaście osób. Październik i listopad oscylował wokół 100 osób miesi…