"Premier Morawiecki eliminuje konkurentów PiS w wyścigu prezydenckim, a Kaczyński zyskuje poparcie narodowców"

W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” pokazujemy, jak Morawiecki topi kolejnych wybrańców Kaczyńskiego do prezydentury. Cel jest prosty — zmuszenie prezesa, aby na kandydata PiS wybrał Morawieckiego. Prezes czuje pismo nosem i oficjalnie wyklucza takie rozwiązanie. Ale to dopiero początek tej gry, w której Kaczyński — pozbawiany kolejnych, całkiem ciekawych kandydatów — jest w coraz trudniejszej sytuacji.

Były minister sportu w rządach PiS Witold Bańka — za młodu lekkoatleta — ma całkiem wygodne życie. Jest szefem międzynarodowej antydopingowej organizacji World Anti—Doping Agency (WADA), podporządkowanej Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu. Dobra kasa, przeloty klasą biznes, wygodne loże wśród ważnych i możnych tego świata na najważniejszych imprezach sportowych globu. To prawda, robotę ma niełatwą — musi się użerać z koksownikami z Rosji i Chin , a nawet przepychać z Ameryką, patrzącą przez palce na doping w zawodowych ligach. Ale — co by nie mówić — to już inny, światowy poziom.

Kandydat idealny dla PiS?

Dlatego, gdy prezes PiS Jarosław Kaczyński zaprosił Bańkę na spotkanie i osobiście złożył mu propozycję startu na prezydenta, nie spotkał się z entuzjastyczną reakcją. Według informacji twórców „Stanu Wyjątkowego” Bańka miał wiele wątpliwości. Ale ego zostało mu połechtane. Dlatego nie powiedział „nie”, prosząc o czas do namysłu i przedstawienie przez Kaczyńskiego szerszej koncepcji wyborczej.

Kaczyński był pewien, że przekona Bańkę — spędzili długie godziny przy dobrym jedzeniu i trunkach, a prezes czarował tak, jak tylko on i Tusk potrafią. Był pewien, że Bańka się zgodzi. Dość powiedzieć, że zaczął w prawicowych mediach prezentować rysopis idealnego kandydata PiS, który — tak się składa — jak ulał pasował do Bańki.

Praca dyplomatyczna czy zdrada?

Kaczyński jest skrajnie zdesperowany. Jeśli jego kandydat przegra prezydenturę, to Donald Tusk wykończy PiS. W zamyśle prezesa Bańka miał wystartować jako kandydat niezależny, ale z poparciem PiS. Przyczyna takiego zabiegu jest prosta. Z jednej strony Kaczyński musi wyjść w wyborach poza elektorat PiS, a Bańka — którego większość wyborców nie kojarzy z poprzednią władzą — dobrze do tego pasował.

Plan Morawieckiego jest prosty: wykończyć wszystkich faworytów prezesa do prezydentury, tak by prezes był skazany na Morawieckiego.

Rozgrywka wewnątrz PiS

Twórcy „Stanu Wyjątkowego” zwracają uwagę właśnie na rozgrywkę wewnątrz PiS wokół tej kandydatury. Bańka związany jest z Beatą Szydło, którą zaproponowała mu ministerialną tekę, gdy tworzyła swój rząd w 2015 r. Bańce nie podoba się, że Kaczyński upokarza Szydło i przygotowuje rozprawę z nią na kongresie PiS pod koniec września. Wówczas przebuduje władze PiS i Szydło — której nigdy nie trawił — trafi na kompletny margines.

Gangster i sutener topi kandydata PiS

Gdy Kaczyński dostał czarną polewkę od Bańki, skrzyknął partyjną starszyznę i oznajmił, że w tej sytuacji stawia na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Karola Nawrockiego. Zaledwie kilka dni później z PiS wyszedł kolejny przeciek — w sprawie „Wielkiego Bu”.

„Buła” kolegą z ringu prezesa IPN Patryk Masiak znany jako „Wielki Bu” to zawodnik „freak fightów”. Pan „Bu” pasuje tu jak ulał — to solidny kawał chłopa, zgodnie z najlepszymi standardami tej sztuki łysy, umięśniony i wytatuowany.

  1. Ma też całkiem spory kryminalny dorobek pod gangsterskim pseudonimem „Buła”. Dostał wyrok za porwanie i trafił celi dla niebezpiecznych.
  2. Dziś jego wyrok i więzienna przygoda w pomarańczowym wdzianku mają spory polityczny wydźwięk. Bo „Wielki Bu” to nie tylko gość od walk dla świrów, ale też kolega z ringu Nawrockiego, boksera-amatora.
  3. Nawrocki bardzo wierzył, że to jego wskaże Kaczyński. Obnoszenie się z bokserską pasją było elementem budowy wizerunku silnego faceta na trudne czasy.

Plan Morawieckiego

Plan Morawieckiego jest prosty: wykończyć wszystkich faworytów prezesa do prezydentury, tak by prezes był skazany na Morawieckiego. Zaskakujące jest to, że Morawieckiego delikatnie wsparła nawet Beata Szydło.

Na nasz ogląd oboje żyją w świecie równoległym. Kaczyński w żadnym wypadku nie wystawi Szydło w wyborach — nie tylko od dawna nie zaprasza jej na kluczowe partyjne narady, to jeszcze drwi z niej w dość plugawy sposób. Prezes twardo też zapowiada, że nie wystawi Morawieckiego.

Afera korupcyjna w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych

Ale przecież zupełnie nie o to chodzi. Po pierwsze Morawiecki uderzył bezpośrednio w Kaczyńskiego — w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego pomógł swym ludziom tak bardzo, że pozbawili mandatów faworytów prezesa, w tym tak zasłużonych dla PiS jak Anna Fotyga, była szefowa MSZ i współpracowniczka Lecha Kaczyńskiego.

W dodatku Morawieckiego ciągnie w dół afera korupcyjna w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, w którą umoczeni są jego ludzie. Kaczyński boi się, że ta afera ciężko zaszkodzi PiS, bo wie, że sprawa jest poważna.

Przybliżmy się jeszcze bardziej do możliwego mocodawcy

Większość osób odpowiedzialnych za zakupy w RARS — prezes Michał K., szefowie działu zakupów Justyna G. i Hubert B., ale również pełnomocnik prezesa ds. zakupów Paweł Pietrzak — do pracy w rządowej agencji trafiła z sektora bankowego.

  1. Albo z BZ WBK, którego prezesem przed 2015 r. był Morawiecki, albo banku PKO BP, któremu prezesował jego przyjaciel z „Solidarności Walczącej” Zbigniew Jagiełło.
  2. Także Cezariusz Lesisz jest z tego klucza — jest prawie jak członek rodziny Morawieckich. Z ojcem premiera Kornelem Morawieckim Lesisz zakładał w 1982 r. Solidarność Walczącą.
  3. Później był jego kierowcą, sekretarzem i — jak twierdzą niektórzy — osobistym ochroniarzem. W 1989 r. wyemigrował do USA, a po powrocie do kraju zatrudnił się w zarządzanym przez Morawieckiego juniora banku BZ WBK.