Pamiętaj, że jeśli zmagasz się z uzależnieniem lub kryzysem zdrowia psychicznego, powinieneś skontaktować się z lekarzem lub specjalistą. W 2017 r. po raz pierwszy spróbowałam marihuany na przyjęciu urodzinowym mojego chłopaka. Miałam wtedy 21 lat. Nasz przyjaciel przyniósł trochę trawki, postanowiliśmy zapalić. W tamtym czasie wiele osób w moim otoczeniu uważało, że marihuana nie jest prawdziwym narkotykiem i jest znacznie bezpieczniejsza niż inne nielegalne substancje. Ja też tak myślałam. Może ona powodować panikę, niepokój lub dyskomfort fizyczny, ale ja nie doświadczyłam żadnych negatywnych odczuć. Podobał mi się efekt: było zabawnie, dużo rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Nie byłam uzależniona ani nie chciałam ponownie zapalić w najbliższej przyszłości.
Marihuana to poważne zagrożenie dla młodych. Legalizacja tego nie zmieni. „Wylewamy dziecko z kąpielą”. Zacząłem regularnie palić w 2019 r. Kupiliśmy marihuanę w darknecie. Na początku paliliśmy mniej więcej raz w tygodniu, ale z czasem stało się to częstsze, kilka razy w tygodniu. Wydawało nam się to idealnym sposobem na relaks. Marihuana była atrakcyjna także dlatego, że nie doświadczaliśmy kaca jak po alkoholu. Na początku jedyną wadą były nieudane zamówienia online i zmarnowane pieniądze. Uzależnienie nie było odczuwalne: trawka mogła leżeć w domu i nie ruszaliśmy jej przez kilka dni.
Z czasem jednak sytuacja się zmieniła — jeśli marihuana była w mieszkaniu, to ją paliliśmy. Kiedy w Moskwie nałożono ograniczenia z powodu koronawirusa, najpierw byliśmy zaniepokojeni, że możemy zostać bez marihuany. Ale wkrótce stało się jasne, że można sobie poradzić.
Codzienny nawyk
Podczas pandemii popadłam w poważną depresję. Pracy w mediach towarzyszył stres związany z wiadomościami — wszystko obciążało moją psychikę. Przejście na pracę zdalną i izolacja pogorszyły mój stan psychiczny i trudno mi było poradzić sobie nawet z prostymi pracami domowymi. Marihuana pomogła mi na krótko poczuć radość, której brakowało w codziennym życiu. W 2020 r. przeprowadziliśmy się do regionu Krasnodaru i z góry zdecydowaliśmy, że nie będziemy palić. Ale po kilku miesiącach znów tego zapragnęliśmy. Tak się złożyło, że mój chłopak został przypadkowo zatrzymany przez policję do kontroli. Znaleźli w jego telefonie nieodpowiednie zdjęcia i zaczęli wymuszać 100 tys. rubli (według aktualnego kursu 4 tys. zł). Potem wróciliśmy do naszego rodzinnego miasta, gdzie mieszkaliśmy przez ponad rok. Przez cały ten czas nie kupowaliśmy trawki — z czasem chęć zniknęła, a wpływ na to miały również możliwe problemy z prawem. Poza tym brałam antydepresanty i wiedziałam, że nie można ich łączyć z substancjami psychoaktywnymi. Wiele twarzy depresji. Część osób wciąż wierzy, że leczy ją praca i wino.
Latem 2022 r. wyjechaliśmy do Tbilisi, obawiając się zamknięcia granic dla mężczyzn. Emigracja była dla nas trudna psychicznie. W Gruzji dostęp do marihuany był łatwiejszy niż w Rosji. Znów zaczęliśmy palić, stało się to naszym codziennym nawykiem: na trawkę wydawaliśmy prawie 800 dol. (3,1 tys. zł) miesięcznie, a wieczór bez niej wydawał się niemożliwy. Większość naszych przyjaciół także paliła i z tego powodu mieliśmy złudzenie normalności w tym, co się działo. Pocieszaliśmy się myślą, że wszyscy radzą sobie z problemami i stresem w ten sposób. Ale o ile kiedyś palenie dawało pozytywne emocje, w Tbilisi stało się celem i koniecznością. Mój chłopak i ja nie mieliśmy energii i ochoty na inne zajęcia. Przerwy, które staraliśmy się robić, stawały się coraz krótsze, a nasza wspólna konsumpcja tylko komplikowała sprawy: kiedy jedno chciało przerwać, drugie nalegało, by kontynuować.
-
Rok później paliłam nie tylko wieczorem, ale także zaraz po przebudzeniu. Marnowałam całe dni, byłam zła i niezadowolona z siebie. Próbowałam zagłuszyć te uczucia marihuaną, co stworzyło błędne koło. Tak właśnie działa uzależnienie: osoba zdaje sobie sprawę ze szkodliwości swoich działań, ale nadal nadużywa, czując wstyd i poczucie winy. Próba stłumienia tych emocji narkotykiem tylko pogłębia problem.
-
W 2024 r. przeprowadziliśmy się z Gruzji do Czarnogóry. Do tego czasu zdaliśmy sobie sprawę, że palenie marihuany miało negatywny wpływ na całe nasze życie, nie tylko na finanse. Efekt stał się słabszy i nie było jasne, po co powinniśmy palić dalej. Wcześniej, kiedy ludzie mówili, że marihuana sprawia, że człowiek staje się leniwy i bierny, wydawało nam się to nieistotne. W latach 2019-2020 pracowaliśmy, studiowaliśmy, realizowaliśmy projekty i spotykaliśmy się z ludźmi — palenie nie wydawało się wpływać na naszą aktywność. Ale w 2024 r. sytuacja zmieniła się diametralnie: paliłam i nie chciałam robić nic poza oglądaniem seriali i YouTube. To niszczyło moją produktywność i nie przynosiło ani radości, ani ulgi.
Wiedziałam, że muszę, ale nie mogłam. Trudna droga do wyjścia z nałogu. Od uswiadomienia sobie uzależnienia do rzucenia minął ok. rok. Emocjonalnie nie było to trudne, ale nastał ostry zespół odstawienia — czego nie spodziewałam się po tym narkotyku. Marihuana miała na przykład duży wpływ na zachowania żywieniowe. Znikał apetyt i bolało nas całe ciało. Taki stan trwał około tygodnia. Trudności stanowiły nie tylko objawy fizyczne, ale także zmiana stylu życia. Spełzaliśmy wieczory paliąc i bawiąc się: oglądając seriale, YouTube lub po prostu rozmawiając. Po rzuceniu trawki wszystko musiało się zmienić, a to nie było łatwe.
Leci lekcje wiedza
Pomogła codzienna rutyna, praca i hobby. Najbardziej skuteczny okazał się jasny harmonogram. Z jednej strony mój partner pomógł mi przejść przez proces rzucania marihuany. Dużo rozmawialiśmy, zastanawialiśmy się i wspieraliśmy nawzajem. Przypominaliśmy sobie powody, dla których zdecydowaliśmy się rzucić palenie i nasze cele na przyszłość. Wspierające było również wspólne poszukiwanie nowych zajęć i zainteresowań.
Z drugiej strony, prawdopodobnie rzuciłabym palenie wcześniej, gdyby nie mój partner. Były momenty, kiedy byłam gotowa się poddać, ale on nie. A rzucenie palenia jest prawie niemożliwe, gdy osoba obok ciebie nadal to robi.
Były chwile, kiedy nie chciałam kupować trawki, ale mój chłopak nalegał, bo nie mógł się bez niej obejść. Mówił, że jemu też było ciężko, że popadał w depresję, że naprawdę tego potrzebował. Następnego dnia on był gotowy nie palić, ale ja nie, bo byłam w złym nastroju. Jesteśmy czyszczeni od kilku miesięcy, a głód prawie zniknął. Od kąd rzuciłam marihuanę, życie zmieniło się na lepsze.
Mam więcej czasu, energii i motywacji. Wcześniej wszystko kręciło się wokoł pracy i narkotyków, teraz są zasoby na hobby, kreatywność, nowe projekty i podróże. To najbardziej satysfakcjonująca zmiana. Poprawił się również mój stan psychiczny. Kiedyś myślałam, że marihuana pomaga mi radzić sobie ze złym nastrojem. Teraz jest jasne, że tylko go pogarszała.