„`html
– Śledziliśmy wiadomości. Starsi siedzieli nieruchomo, jakby w zawieszeniu. Nikt nic nie mówił – wspomina moment wybuchu wojny w Ukrainie Mariusz Sordyl, który jeszcze przez 1,5 roku trenował klub siatkarski Epicentr Podolany.
Decyzja o pracy w Ukrainie
Przychodził pan do pracy w Epicentrze Podolany w 2021 roku. Dlaczego, przecież Ukraina była krajem trochę egzotycznym siatkarsko? Mariusz Sordyl, obecnie trener Trefla Gdańsk, odpowiedział: Przeanalizowałem sobie wtedy w 2021 roku, że w Epicentrze są możliwości na to, by pracować na dobrym poziomie, w odpowiednio zorganizowanym klubie. Oferta była dobra zarówno sportowo, jak i finansowo.
Praca w Epicentrze Podolany
Pracowałem z reprezentantami Ukrainy, mieliśmy wyśmienite warunki. Mogliśmy realizować cele. Niestety, jak wszyscy dobrze wiemy, kilka miesięcy później, w lutym, wybuchła wojna i sporo się pozmieniało.
Wybuch wojny
Jak zapamiętał pan dzień ataku Rosjan? Byłem wtedy w szpitalu, w którym przebywali głównie seniorzy. Śledziliśmy wiadomości. Starsi siedzieli nieruchomo, jakby w zawieszeniu. Nikt nic nie mówił, płakali. To obraz, którego nie zapomnę do końca życia.
Opuściłem Ukrainę od razu w dniu ataku, ale to nie było tak, że uciekaliśmy w popłochu. Pomagałem też zagranicznym graczom opuścić kraj. Granica była już wtedy mocno zapchana i sporo czasu nam zajęło, żeby wjechać do Polski. Czekaliśmy kilka godzin, niektórzy nawet kilkanaście. Nie pojawiła się myśl, żeby już nie wracać?
Gdybym miał obawy o bezpieczeństwo, nie wróciłbym do Ukrainy. Wiadomo, odczuwało się niepokój, niepewność, ale w bezpośrednim zagrożeniu się nie znalazłem. Ale wiadomo, wojna miała wpływ na naszą pracę.
Liga w czasie wojny
Jak się mieszkało wtedy w Ukrainie? Jak wyglądała liga? Graliśmy co dwa tygodnie turnieje w jednym miejscu. Trenowaliśmy u siebie w hali. Ten schemat powtarzał się przez kilka miesięcy. Sport dawał ludziom poczucie normalności, którego tak bardzo brakowało.
Tak, w tych miejscach, gdzie panował względny spokój. Ludzie próbowali prowadzić normalnie życie, pomimo trudnej sytuacji. To było ważne dla mieszkańców Ukrainy, przynajmniej w tych miejscach, które odwiedziliśmy.
Koniec pracy w Epicentrze
Dlaczego odszedł pan w 2023 roku? To był trudny okres. Uznaliśmy, że trzeba się rozstać. W zasadzie w całej mojej pracy trenerskiej co dwa lata wracałem do Polski na roczną, półroczną przerwę. Było to ważne, by spędzić ten czas z rodziną i trochę odpocząć.
Dlaczego pan, jeden z najbardziej znanych polskich trenerów, bardzo ceniony w środowisku, przez kilkanaście lat pracował za granicą? Gdybym nie wyjechał w 2011 roku do Rumunii, to pewnie nie byłbym trenerem.
Jako zawodnik też wcześnie wyjechałem i zagranica nie była dla mnie barierą. Pojawiły się propozycje z Polski, ale nie były konkretne. Czułem, że prezesi nie byli przekonani do współpracy.
Wielu młodych trenerów z Polski skarży się, że w naszej lidze jest szklany sufit, że prezesi naszych klubów nie chcą zatrudniać rodzimych trenerów. Pan się też z tym zderzył? Jestem daleki od stwierdzenia, że Polska stawia bariery. Jeśli ktoś chce być trenerem, musi liczyć się z tym, że trudno jest całe życie pracować tylko w jednym kraju.
W 2018 roku przeszedł pan do Fenerbahce i doprowadził zespół z dziewiątego miejsca w tabeli do mistrzostwa kraju. Czy Fenerbahce dysponowało wtedy zespołem na mistrzostwo? Mało kto o tym myślał, ale do drużyny przeszedł choćby Salvador Hidalgo Oliva.
Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty.
„`