Premier Słowacji stanowczy: "Nic nie powstrzyma mnie przed podróżą do Moskwy"

Niezrozumiała decyzja Kijowa. Pod koniec sierpnia doradca szefa kancelarii ukraińskiego prezydenta Mychajło Podolak ogłosił, że od 1 stycznia przyszłego roku Ukraina wstrzyma tranzyt rosyjskich surowców energetycznych przez swoje terytorium. Transport odbywa się ropociągiem „Przyjaźń” mimo pełnoskalowej inwazji Rosji, którą Władimir Putin rozpętał w 2022 r. Odkrył tajemnice jednostki 29155, która jest asem w rękawie Putina. „Ci szpiedzy prowadzili życie, którego można było im pozazdrościć. Znamy ich lepiej niż ich żony”. Wkrótce jednak okazało się, że oświadczenie Podolaka było przedwczesne. Premier Ukrainy Denis Szmychal oświadczył bowiem, iż przez ukraiński odcinek systemu rurociągów „Przyjaźń” będzie nadal przesyłana rosyjska ropa — mimo trwających działań wojennych.

Prorządowi analitycy rynku naftowego i gazowego w Moskwie nie kryli zadowolenia, twierdząc, że słowa Podolaka były wypowiedziane tylko „dla PR-u”. Stanowisko ukraińskich władz jest kłopotliwe nawet z punktu widzenia elementarnej arytmetyki. „Kijów odniósłby wielki korzyści z odcięcia ogromnego źródła dochodów dla rosyjskiej machiny wojennej”. Nawet według obliczeń samych Ukraińców europejskie zakupy ropy i gazu dostarczanego przez Ukrainę przynoszą Rosji 12 mld dol. (ok. 46 mld zł) rocznie. Tymczasem Kijów otrzymuje jedynie 230 mln dol. (ok. 881 mln 228 tys. zł) w zamian za opłaty tranzytowe. Burzą budynki jak domki z kart. Teraz Ukraina opracowała własne bomby szybujące. „Są zdolne do zrównania z ziemią 14-piętrowego bloku”. Co więcej, ów trwająca mimo wojny wymiana handlowa Rosji z Europą pozwala prorosyjskim lobby w Austrii i na Słowacji — które nadal kupują rosyjską ropę i gaz — spowolnić europejskie wsparcie wojskowe dla Ukrainy.

Przywódcy europejskich krajów, tacy jak słowacki Robert Fico i węgierski Viktor Orban, wykorzystują obawy o wpływ gospodarczy na państwa członkowskie UE , aby uzasadnić swoje rażąco antyukraińskie stanowisko w sprawie pomocy dla Kijowa. Za każdym razem podnoszą oni bowiem argument, iż odcięcie dopływu ropy z Rosji zdestabilizowałoby sytuację gospodarczą w Unii Europejskiej.

Swoją decyzję Ukraina mogłaby jednak uzasadnić na wiele sposobów:

  1. Zatrzymując tranzyt ropy i gazu z Rosji do Europy, Kijów odniósłby wielkie korzyści z odcięcia ogromnego źródła dochodów dla rosyjskiej machiny wojennej przy stosunkowo niskich kosztach dla własnego budżetu.
  2. Posunięcie to nie spowodowałoby problemów prawnych dla klientów Rosji w Europie. Decyzja Ukrainy uzasadniona byłaby koniecznością powołania się na siłę wyższą.
  3. Prorosyjskie elementy na Węgrzech, w Austrii i na Słowacji straciłyby swój główny argument przeciwko całkowitemu odłączeniu rosyjskich paliw kopalnych od europejskiego rynku.

I wreszcie, przywódcy Ukrainy nie musieliby już stawiać czoła trudnemu pytaniu, dlaczego ułatwiają wzbogacanie się Federacji Rosyjskiej, która popełnia zbrodnie wojenne na ukraińskiej ziemi. Eksperci zdradzają, jak naprawdę wygląda sytuacja na wschodzie Ukrainy. „Krok w kierunku okupacji całego obwodu donieckiego” [ANALIZA]. W Kijowie są siły, które opowiadają się za wstrzymaniem tranzytu gazu, ale ich zdanie wydaje się nie mieć wpływu na podejmowane decyzje. Możemy się tylko zastanawiać, czy winna jest korupcja, ponieważ nie ma dla postawy Ukrainy innego racjonalnego wytłumaczenia, zwłaszcza w czasie wojny.