14 czerwca zawaliło się wejście do budynku nr 18 przy ulicy Żeleznodoroznej. Kiedy ucichły głosy „ratowników” — czyli cywili, którzy akurat byli w pobliżu — spod gruzów rozległ się krzyk: „pomocy!”. Okazało się, że są tam ludzie. Nikt nie wiedział, czy uda ich się uratować. Tekst publikujemy dzięki uprzejmości „Nowej Gazety”.
Wesprzyj niezależnych rosyjskich dziennikarzy „Nowej Gazety”. Osiem godzin po zawaleniu się wejścia gubernator regionu biełgorodzkiego napisał: „ratownicy wydobyli ciało jednej kobiety i jednego mężczyzny spod gruzów zniszczonego wejścia w Szebiekinie”. Po tym pod gruzami odnaleziono kolejne ciała. Zmarło pięć osób. Zasiliły statystyki poległych — od początku wojny w Ukrainie zginęło 204 mieszkańców obwodu biełgorodzkiego.
Tylko w 2024 r. zmarło ponad 100 z nich — a nie jest to ostateczna liczba, bo ostrzał wciąż trwa. Dzień przed tym, jak przybyłam do Szebiekina, w mieście doszło do kolejnej eksplozji. Na obrzeża miasta spadła bomba lotnicza. Niektóre lokalne kanały podały, że mógł to być ostrzał prowadzony przez Siły Zbrojne Ukrainy. Mieszkańcy uważają jednak, że raczej była to rosyjska bomba — kilka minut przed eksplozją kanały powiązane z wojskiem poinformowały o rozpoczęciu ostrzału Ukrainy. A rosyjskie samoloty czasami „gubią” amunicję.
- Według oficjalnej wersji był to oczywiście atak Ukraińców, ale gubernator nie podał żadnych szczegółów.
Prorządowy kanał SHOT na Telegramie, który często publikuje „przecieki” z sił bezpieczeństwa, poinformował o użyciu przez Ukrainę bomby lotniczej AASM Hammer. Lokalne media podały dwie wersje tego zdarzenia. Według jednej był to atak z terytorium Ukrainy, druga zakładała, że to „wieloletnia” bomba wystrzelona przez Rosjan przypadkowo spadła i po chwili wybuchła.
Relacje mieszkańców Szebiekina przemawiają za tą drugą wersją. Bezpieczna trasa — Chodzę do miasta wyłącznie w kamizelce kuloodpornej i tylko w ważnych sprawach: do polikliniki, kupić artykuły spożywcze, leki, zanieść dzieciom podręczniki do szkoły. Mamy jedną kamizelkę dla całej rodziny. Mój mąż mi ją zostawia — mówi Anastazja, mieszkanka Szebiekina.
- Jej dom został uszkodzony w czerwcu w 2023 r. w wyniku ostrzału, ale władze wówczas naprawiły szkody.
- Po wcześniejszych nasilonych atakach jej rodzina przeniosła się do Biełgorodu, ale ten obecnie również znajduje się pod ostrzałem.
W związku z tym razem z mężem i dziećmi przeniosła się do wioski położonej przy granicy, niedaleko Szebiekina. Kiedy Anaztaja mówi, jej głos jest zagłuszany przez odgłosy eksplozji w tle. Ona jednak nie zwraca na nie uwagi — to dla niej codzienność. — Droga z domu we wsi do miasta była już wielokrotnie ostrzeliwana, wiele razy widzieliśmy tu drony. Aby dostać się ze wsi do Biełgorodu, trzeba jechać przez Szebiekino. Lepiej nie korzystać z obwodnicy poza miastem, lata tam pełno dronów — władze postawiły nawet znaki ostrzegawcze. Inną opcją przejazdu jest most na ulicy Dokuchajewa, ale ta droga również jest niebezpieczna — niedawno dron uderzył tam w jadący samochód — mówi.
Przed wojną
Przed wojną Szebiekino było uważane za teren rekreacyjny, choć w mieście znajdowało się także kilka zakładów produkcyjnych. Prawdopodobnie najbardziej znanym z nich była fabryka makaronu Szebiekino. W Nowej Tawołżance, która znajduje się tuż przy granicy z Ukrainą, znajdowało się centrum rehabilitacji medycznej. W lasach w pobliżu miasta znajdowały się ośrodki rekreacyjne — odbywały się tam imprezy firmowe, ludzie jeździli tam odpocząć. Ostatni bal maturalny odbył się tam w maju 2021 r.
- Pięciopiętrowy czerwony budynek bazy, idealnie przystrzyżony trawnik, sosny, głośna muzyka, most nad rzeką, autobusy z uczniami…
W następnym roku wybuchła wojna — wielki czerwony budynek został zbombardowany. Teraz w lasach są porozrzucane miny, nad sosnami latają drony, słychać głośne wybuchy. Często ktoś ginie. Anastazja pamięta miasto sprzed wojny. Przeprowadziła się do regionu w latach dwutysięcznych, wcześniej przyjeżdżała tylko w odwiedziny.
— Od razu zakochałam się w tym mieście, od pierwszego dnia, kiedy je poznałam. Małe, przytulne, wszędzie można dojść spacerem. Całe miasto przypominało mi jakieś przytulne podwórko, gdzie wszyscy się znają, a połowa z nich jest już zamężna i ma wspólne dzieci — śmieje się Anastazja.
- Główną rzeczą, która wtedy przeszkadzała mieszkańcom, były zapachy z fabryki premiksów (dodatków do pasz dla zwierząt). Gdzieś w 2020 r. w mieście zaczęły pojawiać się różne obiekty artystyczne. Pamietam, jak mieszkańcy dyskutowali o tym na lokalnych blogach, jak bardzo cieszyli się, że miasto zaczęło się zmieniać.
— Wcześniej nie było w nim tak wielu kwiatów, ale żyło się szczęśliwiej niż teraz (w maju 2024 r. szef dzielnicy miejskiej Władimir Zdanow ogłosił zakup 3,3 tys. roślin do zasadzenia w Szebiekinie — red.). W 2021 r. ludzie przyjeżdzali do Szebiekina, moja siostra szukała tutaj mieszkania do kupienia, chciała przeprowadzić się z Petersburga — mówi Anastazja.
Artem również wspomina przedwojenne Szebiekino jako miasto, w którym chce się mieszkać. Piękna przyroda, spokojne miasto, wszystko jest blisko, latem można pływać w rzece przepływającej przez miasto. Miastem położonym najbliżej Szebiekina jest ukraiński Wołczańsk — jest oddalony tylko o 10 km, leży nawet bliżej niż Biełgorod. Granica przed wojną, a tym bardziej przed 2014 r., była bardziej umowna, łatwo było przejść, niektórzy ludzie podróżowali nawet przez pola.
- Wołczańsk miał o ponad połowę mniej mieszkańców — dokładniej 17 tys. — podczas gdy Szebiekino miało ich prawie 40 tys. Niektóre towary były tańsze w Ukrainie, niektóre w Rosji.
— Ludzie podróżowali między miastami w poszukiwaniu tego, czego akurat potrzebowali. Boimy się zarówno „odlotów”, jak i „przylotów” — Odloty (wystrzeliwanie przez Rosjan rakiet na terytorium Ukrainy — red.) też niosą śmierć. Czasami nam się nie udaje. Na dwie sąsiednie ulice spadły FAB-y (rosyjskie bomby lotnicze). Słyszymy to wszystko od mieszkańców i sił obrony, nie zostało to oficjalnie ogłoszone.
— A nawet jeśli nasze pociski i rakiety trafiają tam, gdzie zostały wysłane, zdajemy sobie sprawę z tego, że prędzej czy później nastąpi odwet — mówi Anastazja. Rosja przeniosła wojnę na nowy front. To sposób Putina, by rozprawić się z Ukrainą i Zachodem. Szebiekino zostało już poddane ciężkiemu ostrzałowi pod koniec maja 2023 r. Wielu mieszkańców opuściło wówczas miasto — władze zorganizowały tymczasowe ośrodki zakwaterowania dla nich.
- Potem zaczęły wysyłać ich do sanatoriów, hoteli, ale początkowo musieli mieszkać w salach gimnastycznych na materacach. Ludzie wyjeżdzali z własnej inicjatywy, władze nikogo nie zmuszały do opuszczenia niebezpiecznego terenu.
— Gdy sytuacja wydawała się poprawiać, wiele osób wróciło do domów. W grudniu 2023 r. pod intensywnym ostrzałem znalazł się również Biełgorod. Anastazja rozważała nawet powrót z rodziną do Szebiekina, ponieważ tam wydawało się bezpieczniej. Jedną rzeczą, która ją powstrzymała, była możliwa rosyjska ofensywa na Charków.
- — Baliliśmy się, że jeśli odsuną Siły Zbrojne Ukrainy od granic, to przestaną one ostrzeliwać Biełgorod i zaczną Szebiekin — i znowu będziemy musieli uciekać do Biełgorodu, szukać mieszkania — mówi.
Artem wrócił do Szebiekina zeszłego lata, niemal natychmiast po ustaniu ostrzału. Mówi jednak, że „powrót do normalnego życia, tego sprzed pierwszego silnego ostrzału” był niemożliwy. Władze i sami mieszkańcy próbowali odbudować miasto — załatali dziury po pociskach, wstawili okna wysadzone przez eksplozje, zakryli kratery po atakach.
Najgorsze dopiero przed Putinem
Przykra niespodzianka do prezydenta USA. Joe Biden przekracza „czerwone linie” Moskwy — Tak jak się spodziewaliśmy — wraz z rozpoczęciem ofensywy rosyjskiej w Ukrainie w Szebiekinie i w okolicach rozpętało się piekło, ostrzał stał się częstszy. Nie jest on tak ciężki, jak ten zeszłego lata, ale nadal jest przerażający. W okolicy nie ma miejsca, w którym można by się ukryć — uderzają wszędzie. Rzadziej, ale jednak. Strach o życie moje i moich bliskich nie zniknął, a tylko się nasilił. To beznadziejne.
- Bardzo często na miasto spadają też rosyjskie pociski. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło — mówi Artem.
— Myslę, że do kilku miesięcy mój dom zostanie zrównany z ziemią — dodaje. — Za każdym razem, gdy pocisk trafia w dom, wszystko się rusza, pękają nawet tapety na ścianach — mówi Anastazja. — W przygranicznej wiosce, w której mieszkam, trwa to od 24.00 do 7.00. Czasami nie można odróżnić odlotów od przylotów.
— Sam Artem nie ma dokąd pójść. W Szebiekinie ma dom, w którym spędził całe swoje życie. — Pocisk przeleciał obok mojego domu, do sąsiadów, którzy mieszkają obok. Niektórym ostrzał zniszczył stodołę, innym wybił okna, bramy. Władze powiedziały na to tylko: „jest bezpiecznie” – mówi Anastazja.
Po tym dodaje: — Bóg jak na razie się nad nami zmiłował, żaden pocisk nie trafił jeszcze w nasz dom.