Po rozczarowującym poprzednim sezonie i braku medalu (porażka w rywalizacji o brąz z Projektem Warszawa), obecne rozgrywki są dla Asseco Resovii jeszcze gorsze. Słabiutki styl gry, kłopoty z nowymi nabytkami, kiepska atmosfera i fatalne jak dotąd wyniki. Rzeszowski klub zmaga się z wieloma problemami, a niektórzy zaczęli obawiać się powtórki z niedokończonego przez COVID-19 sezonu 2019/20, który Resovia zakończyła na trzynastym miejscu.
Resovia złapała oddech, ale to nie wystarczy. Rzeszowianie złapali ostatnio nieco oddechu, wygrywając dwa mecze z rzędu, kolejno z Indykpolem AZS Olsztyn (3:0) oraz Stalą Nysa (3:2). To jednak kropla w morzu potrzeb Resovii, która przede wszystkim wymaga stabilizacji formy. Wygrana z Cuprum Stilonem Gorzów mogła pokazać, że zespół powoli wychodzi na prostą. Zadanie nie zapowiadało się jednak na łatwe, bo zespół Andrzeja Kowala radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Wygrali bowiem pięć z dziewięciu wcześniejszych spotkań.
Piekielne bitwy ze Stilonem
- Pierwszy set był niezwykle emocjonujący i horrendalnie długi. Gospodarze długo gonili gorzowian i „dopadli” ich w samej końcówce, doprowadzając do gry na przewagi. W niej oba zespoły miały po kilka szans na triumf, aż w końcu przy stanie 34:33 dla rzeszowian w ataku pomylił się Neves Atu i sprezentował gospodarzom wygranego seta.
- W kolejnej partii Resovia już nie miała tyle szczęścia. Zaczęli ją bardzo dobrze, bo od prowadzenia 7:3, ale z czasem było tylko gorzej. Na tyle, że ostatecznie przegrali aż 18:25.
- Kolejny set to kolejny horror. Przez długi czas nic go nie zapowiadało. Gorzowianie kontrolowali przebieg wydarzeń i przy stanie 24:21 mieli trzy piłki setowe. Nie wykorzystali jednak żadnej z nich dzięki świetnej grze rzeszowskiego bloku. Znowu mieliśmy grę na przewagi, ponownie z korzyścią dla gospodarzy. Neves Atu jedynie obił blok Klemena Cebulja, a Stephen Boyer skutecznym atakiem dał rzeszowianom wygraną 31:29.
Błędy słono kosztowały. Resovia może się cieszyć i żałować jednocześnie. Podobnie jednak jak wcześniej, gospodarze nie potrafili napędzić się tym sukcesem. Pójść za ciosem, który w tym wypadku dałby im wygraną za pełną pulę. Goście dzięki świetnej grze Kamila Kwasowskiego oraz Nevesa Atu szybko odskoczyli na wysokie prowadzenie, utrzymane aż do samego końca partii, którą Stilon wygrał do 17.
- Doszło zatem do tiebreaka. W nim obie ekipy szły punkt za punkt. Kluczowy okazał się blok Roberta Tahta na Boyerze, a także wpadnięcie w siatkę Gregora Ropreta. Te błędy Resovii dały gościom bezcenną przewagę, którą ostatecznie przekuli w wygraną 15:13 w tiebreaku, a co za tym idzie 3:2 w całym meczu.
- Resovia z jednej strony może docenić ten punkt, bo oba wygrane sety niemalże wyrwała gorzowianom z rąk. Z drugiej strony nie potrafiła iść za ciosem i sama zmarnowała okazję najpierw na trzy punkty, a potem na dwa. Do końca sezonu zasadniczego jeszcze sporo czasu, ale do czegoś tych „oczek” może potem zabraknąć. Szczególnie że już w niedzielę 10 listopada o 14:45 czeka ich bardzo ważny (i trudny) wyjazd do Trójmiasta na mecz z Treflem Gdańsk.