Generał rozpoczyna kluczową operację bez konsultacji z ministrem obrony - Szokujące ustalenia!

To, co widziałem w Kłodzku, to już mnie przeraziło. Tam zniszczone zostało stare miasto wzdłuż rzeki. Te budynki były wręcz pokiereszowane. Potem przyszedł Lądek-Zdrój i było jeszcze gorzej. Budynki wzdłuż rzeki nie miały ścian. Podobnie wyglądały mosty na rzekach. Potwornie zniszczenia, naruszone konstrukcje. W końcu straszny finał tego wszystkiego, czyli miasto Stronie Śląskie. Jedyne porównanie, które mi przychodzi do głowy, gdy patrzę na skalę zniszczeń, to Donbas po ciężkich ostrzałach rakietowych — mówi Marcin Wyrwał. Reporter Onetu od początku relacjonował powódź, która w ostatnim tygodniu przetoczyła się przez województwa dolnośląskie, opolskie, lubuskie i śląskie .

Zapytany przez Edytę Żemłę, czy podczas swojej podróży po zalanych terenach widział żołnierzy i funkcjonariuszy służb oraz jak ocenia ich pracę, odparł.

— W niektórych miejscach, zwłaszcza dużych miastach służby owszem były, ale potem pojechałem na wsie, które również poważnie ucierpiały, m.in. byłem we wsi Żelazko. Spotkałem tam kobietę, która straciła cały majałtek. Miała fermę kur. Powiedziała, że przez kilka dni była zupełnie bez żadnej pomocy jakichkolwiek służb porządkowych. „Podszedł do mnie żołnierz amerykański i zapytał, kto tu dowodzi?” Prowadząca podcast o komentarz do słów Marcina Wyrwała poprosiła płk. Roberta Stachurskiego, byłego szefa operacji powietrznych Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, obecnie wykładowcę akademickiego, który był gościem specjalnym podcastu „Fronty Wojny”.

Pułkownik zwrócił uwagę na to, że nadal nie mamy ustawy o obronie cywilnej, a co za tym idzie nie mamy procedur, które państwo mogłoby szybko uruchomić w sytuacjach kryzysowych, takich jak powódź .

ZOBACZ: Zdjęcia satelitarne pokazują skalę żywiołu. Całe miasto pod wodą W tym miejscu Marcin Wyrwał, dodał, że jego zdaniem najbardziej jaskrawym problemem podczas powodzi okazał się brak komunikacji pomiędzy służbami.

— Nie mamy systemu komunikacji pomiędzy wojskiem, policją, strażą pożarną. Jedni nie wiedzą, co robią drudzy. Komunikują się między sobą przez telefony komórkowe. Tylko jest mały problem, w wielu miejscach zalanych przez wodę telefonia komórkowa po prostu padła – dodał Wyrwał.

Pułkownik Stachurski na pytanie, dlaczego nie ma łączności między służbami, podał przykład ćwiczeń wojskowych, które zostały przeprowadzone dziesięć lat temu.

— Projektowałem te ćwiczenia i je realizowałem wspólnie z ówczesnym zastępcą Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej, generałem Januszem Sulichem. We wnioskach z tego ćwiczenia, jak również z ćwiczeń reagowania kryzysowego, które odbywają się praktycznie co roku był postulat zabezpieczenia łączności między służbami. Do dzisiaj to nie zostało zrobione .

Mnie przeraza, że decydenci nie czytają sprawozdań z tego typu przedsięwzięć, bo gdyby czytali, to dziś mielibyśmy zupełnie inną sytuację — podkreślił pułkownik Stachurski.

OBEJRZYJ PEŁNĄ WERSJĘ PODCASTU: POLECAMY: Donald Tusk rozliczy powódź. „Podejrzewam, że spadną głowy” Następnie wymienia całą długą listę podobnych ćwiczeń, które wojsko we współpracy z cywilnymi służbami przeprowadziło w kolejnych latach.

  1. Po każdych ćwiczeniach pojawiał się ten sam postulat: zapewnienie służbom wspólnej łączności. Przepadał on jednak jak kamień w wodzie. Pamiętam taką zabawną sytuację; robimy ćwiczenie ratownictwa lotniczego na lotnisku Okęcie. Oprócz polskich służb i wojska byli tam też sojusznicy. Pewnego pięknego dnia podszedł do mnie żołnierz amerykański i zapytał, kto tu dowodzi? Odpowiedź była prosta. Dowodzi ten, kto ma najwięcej Motoroli na sobie . Jedna służyła do kontaktu z policją, inna z wojskiem, a jeszcze inna ze strażą pożarną. Jest to przerazajace, bo gdy policzyliśmy, to ten człowiek miał na sobie chyba z pięć czy sześć takich urządzeń, żeby mieć kontakt z każdą służbą – opowiada pułkownik. Ubolewa jednak nad tym, że powódź jasno pokazała, że w tej kwestii od lat nic się nie zmieniało, choć problem jest od lat znany.
  2. Operacja „Feniks” na ratunek południowej Polsce Marcin Wyrwał zwrócił też uwagę na to, że w niektórych miejscach zalanych przez powódź, służb i wojska albo było za mało, albo nie było ich wcale.

— W Lądku-Zdroju byłem we wtorek, trzecią dobę po przejściu wielkiej wody. Podszedłem do jednego z właścicieli zalanej kawiarenki na rynku i pytam, czy służby pomagają? On spojrzał na mnie i poprosił, żebym ogarnął kamerą zdewastowany rynek. Potem zapytał: „widzi pan tutaj którąkolwiek z tych służb?” Nie było nikogo w mundurze. Kiedy więc w czwartek gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego podał, że rusza operacja „Feniks” i wojsko będzie pomagać powodzianom w odbudowie , to pomyślałem, w końcu nasze polskie państwo zaczęło działać — stwierdził Wyrwał.

Operacja „Feniks” ma rozpocząć się w poniedziałek . Jak zapowiedział szef Sztabu Generalnego, będzie miała „pięć linii wysiłków”. Pierwsza dotyczy zapewnienia bezpieczeństwa na terenach popowodziowych. Ponadto wojsko ma tam zorganizować punkty wysuniętej pomocy medycznej oraz pomóc przy odbudowie infrastruktury. Płk Stachurski przypomniał, że obecnie wojsko wykonuje dwa zadania: jest przy powodzi i na granicy. Za powódź odpowiada dowódca WOT-u, gen. Krzysztof Stańczyk, a za granicę dowódca operacyjny gen. Maciej Klisz.

Pojawia się więc pytanie, jak będzie zorganizowana operacja „Feniks” i ilu żołnierzy zostanie do niej skierowanych. POLECAMY: Żołnierze walczą ze skutkami powodzi. Dowódca WOT mówi o kulisach akcji Jak zauważyła Edyta Żemła, kiedy szef sztabu generalnego ogłosił podnoszenie przez wojsko terenów popowodziowych z ruin, jak słynny Feniks, który wyłonił się z popiołów, to zaskoczył tym nawet szefa MON-u.

Z nieoficjalnych informacji dziennikarki Onetu wynika, że gen. Kukuła ogłosił tę operację bez konsultacji ze swoim przełożonym, czyli ministrem obrony. — Wyszedł przed szereg — słyszymy od naszego źródła.

— Najpierw odniosę się do samego kryptonimu operacji. W wymyślaniu takich nazw pan generał Kukuła jest najlepszy w Siłach Zbrojnych. Mistrz świata – zauważył gen. Stachurski . Jeśli jednak operacja ma ruszyć, to w jego ocenie należy wycofać żołnierzy WOT-u z granicy i skierować ich do usuwania skutków powodzi. Zaś do ochrony granicy powinni zostać wyznaczeni żołnierze wojsk operacyjnych. — Jednak przede wszystkim wojsko ma być elementem operacji odbudowy zniszczonej przez powódź infrastruktury, a nie prowadzić odbudowę, bo wojsko nie jest od tego — zaznaczył płk Stachurski.

W podcascie został też poruszony wątek szabrowników .

— Ludzie do mnie podchodzili i opowiadali, że przeszła fala, ewakuowali się, oczekiwali kolejnej, a kiedy w końcu wrócili do domu, on był okradziony. Takich relacji usłyszałem bardzo wiele — mówi Marcin Wyrwał.

— Dlatego dobrze się stało, że żołnierze wojsk operacyjnych i Żandarmeria Wojskowa uczestniczą w patrolowaniu miast i pilnowaniu dobytku. Jest to zgodne z ustawą o zarządzaniu kryzysowym — powiedział płk Stachurski.

— Jednak wrzutki typu: „Widzimy was w noktowizji”, może są dobre do reklamy noktowizji, ale nie w tym krytycznym momencie — zaznaczył, nawiązując do słów szefa Sztabu Generalnego o wysłaniu wojska do pilnowania porządku na terenach zniszczonych przez powódź.

Spora część rozmowy poświęcona została też temu, jakie uprawnienia będą mieli żołnierze wyznaczeni do tego zadania. W podcascie nie zabrakło też plotek ze świata wojskowego oraz polityki.